Mimo późniejszych wielokrotnych kąpieli w wodzie przy okazji innych przeszkód nie udało mi się pozbyć z siebie warstwy szlamu ,a takich przeszkód było naprawdę wiele . Można z czystym sumieniem powiedzieć że 3/4 biegu spędziłem w wodzie albo błocie , czy to podczas czołgania się pod zasiekami z drutu kolczastego, czy podczas brodzenia po pas w jeziorkach które się tam znajdywały . Fajnym elementem była układanka gdzieś w połowie trasy , która dawała odpocząć ciału a na chwile angażowała głowę i mimo że była niezbyt skomplikowana to chwilę mi zajęło jej ułożenie . Druga połowa biegu była trochę bardziej sucha , a na jej elementy złożyły się drewniane ściany rożnej wielkości, których bez pomocy innych uczestników zwyczajnie nie dało rady przeskoczyć oraz barierki, które należało przejść tylko przy pomocy rąk. I kiedy już wycieńczony biegłem z powrotem do obozu i myślałem że ostatnią przeszkodą będzie samochód, pod którym trzeba będzie się przeczołgać , moim oczom ukazała się wielka ściana na która trzeba było się wspiąć po linie i dopiero to zwieńczało całość zabawy.
Po przekroczeniu mety dostawało się medal i co ważne koc z foli aby jak najszybciej ogrzać ciało. Później tylko kilka słów do kamery i można było pójść się myć. Podsumowując już całość biegu, byłem bardzo zadowolony, że jednak wystartowałem i nie mogę się doczekać kolejnego. Pomimo tego ze całość Mud Maxa jest naprawdę ogromnym wyzwaniem dla ludzi takich jak ja , to dzięki innym uczestnikom daje się radę przejść każdą przeszkodę. Dawno nie spotkałem się z taką życzliwością ludzka jak na tej imprezie .Mimo zmęczenia, każdy kto kończył był uśmiechnięty i szczęśliwy. O organizacji całej imprezy można by napisać książkę, zaczynając od rozdziału o mega przyjacielskiej i pomocnej obsłudze a kończąc ostatnim rozdziałem o tym jak można postawić kompleks pryszniców z ciepłą woda na totalnym zadupiu. Brawo dla nich.