Welcome to our website !

Sztuka życia to cieszyć się małym szczęściem.

Lifestyle'owy blog, o bieganiu, psach, gotowaniu i radości jaką daje mi aktywność fizyczna.

Mud Max Warszawa 23.04.2016

By 6/14/2016

W tym roku mój organizm się zbuntował i na 2 miesiące całkowicie wyłączył mnie z aktywności. 23 kwietnia miałam pobiec w Mud Max i miał być to mój pierwszy start w tym sezonie. Długo wyczekany, wiedziałam że będzie zajebiście. I nagle na 2 tyg przed biegiem jak zwykle, trafiło się że byłam chora. Pomimo starań nie udało się wyzdrowieć i pakiet postanowiłam przekazać komuś innemu, kto pobiegłby za mnie. Długo szukać nie musiałam. :) Mud Max oczami Michała, który pierwszy raz startował w biegu z przeszkodami. :)



Jakiś czas temu w moim życiu zaszła poważna zmiana , nocne imprezki alkohol i hulaszcze życie zamieniłem na sport. Najpierw było to MMA , później muay thai w końcu z braku czasu okazjonalny boks i siłownia . Mimo nadmiaru obowiązków ciągle szukałem kolejnych sportowych wyzwań . I tak też narodziła się myśl wystąpienia w biegu pokroju Runmagedonu. Jako osoba na ogól nie pozostawiająca wyzwań sportowych przypadkowi stwierdziłem, że mój start na takiej imprezie poprzedzi redukcja wagi przynajmniej do 100 kg, kilka tygodni biegania i treningów kondycyjnych . Niestety czy też jak w tym przypadku stety pierwsza okazja do startu nadarzyła się szybciej niż przypuszczałem. Na dzień przed 2 edycją Mud Maxa 2 zadzwoniła do mnie koleżanka (pasjonatka tego typu imprez ) że niestety z powodu choroby nie da rady wystartować w ww. imprezie. Mimo 115 kg na wadze i absolutnym braku jakiegokolwiek biegania od 8 miesięcy zgodziłem się. Oczywiście już w drodze na Farmę Makedońskich miałem wiele wątpliwości. A co jeśli nie dam rady ? Co jeśli się skompromituję?



Na szczęście już na miejscu czekał na mnie nasz wspólny znajomy, który również jest trochę schorowany na głowę na punkcie biegów tego typu . Przeszło mi też przez myśl, że mogą być problemy z zarejestrowaniem się. W końcu kto inny był zapisany, a kto inny miał biec itd. Już po chwili organizator, który stał przy stole do zapisów załatwił sprawę i nawet nie minęło 10 min. jak dostałem pakiet startowy w skład którego wchodził krem, opaska, naklejki i jeszcze kilka gadżetów oraz chip, który należało przywiązać do buta . Przed zmianą ciuchów zostałem jeszcze naznaczony na policzku numerem startowym i byłem gotów do rozgrzewki . Warto wspomnieć, że moi towarzysze z grupy startowej od razu odradzili mi start w jakiejkolwiek koszulce, czy rushgardzie. Jak to określili ,,po tym biegu raczej już nic się nie będzie nadawało do użytku“. Jako nowicjusz doceniłem radę bardziej doświadczonych znajomych z grupy ,,Włóczybiegi’’ więc wystartowałem tylko w butach i krótkich leginsach. Przed biegiem nastąpiła rozgrzewka prowadzona przez instruktora Crossfitu i byliśmy gotowi do startu .




Pierwsze kroki nie zapowiadały tego co nastąpi niedługo. Pierwsze przeszkody, czyli chmura kolorowego dymu i kilka płotków do przeskoczenia, napawały mnie optymizmem co do łatwości tego biegu. Okazało się, że następna przeszkoda to prawdziwy test nie tyle wytrzymałości co charakteru.......a była nią przeprawa po pas w jeziorze przez długość 300 m. Wiem, że nie brzmi to strasznie, ale o 11.40 rano przy 12 stopniach temperatury, przejście po pas w zimnej wodzie nie napawa optymizmem co do reszty biegu. No i nie oszukałem się, przez prawie całą długość biegu byliśmy zmuszeni co i raz do wskakiwania do wody czy błota . Po wyjściu z jeziora czekała nas do przebiegnięcia trasa naszpikowana płotkami do przeskoczenia, było to o tyle przyjemne ze podczas biegu zacząłem znowu czuć swoje nogi odmrożone po jeziorze . Później czekał nas stelaż z drewna, na który musieliśmy się wspiąć po siatce, później przejść po linie na kolejny i zejść po drabince. Na tej przeszkodzie zobaczyć można było co to jest prawdziwy team work. Jedni pomagali drugim, nikt nie był pozostawiony sam sobie  o czym zresztą przekonałem się jeszcze na kilku innych przeszkodach. Nie ma sensu rozpisywać krok po kroku jakie przeszkody były, część z nich powtarza się na każdym biegu np. Ciągniecie opony , wspinanie się po siatce , wspinanie się po drabince , przebiegnięcie po belce na wysokości 2 m. bieg z workiem z piaskiem czy ciągniecie kawałka betonu. Natomiast należy wspomnieć o czołganiu się w błocie pod oponami, które sprawiło ze na ciele nie zostawał nawet cm czystej skóry.








Mimo późniejszych wielokrotnych kąpieli w wodzie przy okazji innych przeszkód nie udało mi się pozbyć z siebie warstwy szlamu ,a takich przeszkód było naprawdę wiele . Można z czystym sumieniem powiedzieć że 3/4 biegu spędziłem w wodzie albo błocie , czy to podczas czołgania się pod zasiekami z drutu kolczastego, czy podczas brodzenia po pas w jeziorkach które się tam znajdywały . Fajnym elementem była układanka gdzieś w połowie trasy , która dawała odpocząć ciału a na chwile angażowała głowę i mimo że była niezbyt skomplikowana to chwilę mi zajęło jej ułożenie . Druga połowa biegu była trochę bardziej sucha , a na jej elementy złożyły się drewniane ściany rożnej wielkości, których bez pomocy innych uczestników zwyczajnie nie dało rady przeskoczyć oraz barierki, które należało przejść tylko przy pomocy rąk. I kiedy już wycieńczony biegłem z powrotem do obozu i myślałem że ostatnią przeszkodą będzie samochód, pod którym trzeba będzie się przeczołgać , moim oczom ukazała się wielka ściana na która trzeba było się wspiąć po linie  i dopiero to zwieńczało całość zabawy.



Po przekroczeniu mety dostawało się medal i co ważne koc z foli aby jak najszybciej ogrzać ciało. Później tylko kilka słów do kamery i można było pójść się myć. Podsumowując już całość biegu, byłem bardzo zadowolony, że jednak wystartowałem i nie mogę się doczekać kolejnego. Pomimo tego ze całość Mud Maxa jest naprawdę ogromnym wyzwaniem dla ludzi takich jak ja , to dzięki innym uczestnikom daje się radę przejść każdą przeszkodę. Dawno nie spotkałem się z taką życzliwością ludzka jak na tej imprezie .Mimo zmęczenia, każdy kto kończył był uśmiechnięty i szczęśliwy. O organizacji całej imprezy można by napisać książkę, zaczynając od rozdziału o mega przyjacielskiej i pomocnej obsłudze a kończąc ostatnim rozdziałem o tym jak można postawić kompleks pryszniców z ciepłą woda na totalnym zadupiu. Brawo dla nich.

Zobacz r�wnie�

1 komentarze