Welcome to our website !

Sztuka życia to cieszyć się małym szczęściem.

Lifestyle'owy blog, o bieganiu, psach, gotowaniu i radości jaką daje mi aktywność fizyczna.

Hunt Run

By 7/11/2014






29 czerwca odbył się Hunt Run. Zdecydowanie nie jest to typowy bieg, jaki wszyscy znają. To całkowicie ekstremalny bieg z przeszkodami. Trasa 10-12km, naszpikowana jest mnóstwem przeszkód.
Decyzja, że biegnę w tym biegu padła na początku wiosny, całkowicie spontanicznie i w przeciągu kilku minut, powiedziałam że biegnę! Z biegiem czasu, zaczęło wychodzić na co ja się zapisałam! :D

Koledzy zwerbowani, stworzyliśmy więc drużynę, dla tych co mieli okazję być w Bałtowie - Wielka Beka Płonącego Spirytusu, powinni kojarzyć, Pan ze sceny wielokrotnie czytał nazwy drużyn, a przy naszej wyjątkowo dużo śmiania się było. :D

Do Bałtowa przyjechałam dzień przed biegiem na spotkanie z Piotrem Kuryło, podczas którego opowiadał o swojej przygodzie z bieganiem, o biegu dookoła Ziemi oraz planach. Udało mi się też zdobyć książkę z dedykacją! Była moc!






Wieczorem załadowaliśmy się węglowodanami (makaRUN z pesto pomidorowym), a następnie przy ognisku i piwie poznaliśmy 4osobową drużynę z Boot Camp Polska, którzy również startowali dzięki czemu spędziliśmy pół nocy na rozmowach, mega miło. :D

Następnego dnia wyruszyliśmy na miejsce biegu, żeby odebrać pakiety startowe. Zajęło nam to około 10min, organizacja była super, pozostało tylko wpiąć chip do buta, przypiąć numery startowe i czekać na nasz start o 12:30.




Na godzinę 12 przewidziany był start elity, więc po rozgrzewce poszliśmy na start patrzeć jak na trasę wkraczają najlepsi!
Jestem osobą, która mega stresuje się jakimkolwiek startem. Czy to na 5 czy 10km, stres jest zawsze. Tutaj bez tego również się nie obyło. Kilka przebieżek dla rozgrzania się, spojrzenie na startujące grupy, a potem ustawienie się na starcie i jedyną myślą wraz ze startem to było "o boże, nie dobiegnę do mety".
Start nie był w żaden sposób efektowny, po prostu wszyscy zaczęli biec. 100m od startu wbiegliśmy w dym. Dym okropny, drażniący płuca i podrażniający oczy. Następnie zrobiłam wielkie plusk i wpadłam do wody. Do wody, która była mega zasyfiona, a ludzie obrzucali się zdechłymi rybami, które pływały wkoło? Raz płycej, raz głębiej, modliłam się tylko żeby nie wywalić się i nie zanurzyć całkowicie. Potem była przeszkoda, którą akurat moja grupa zwinnie ominęła - błoto, takie lepiące i kleiste. Ktoś gdzieś znalazł jakieś przejście i wszyscy szybko przebiegli, bez wbiegania w błoto. Ale co się odwlecze to nie uciecze, jak to się mówi, potem nie było tak łatwo. :D Ogólnie biegło się całkiem przyjemnie. Niedaleko po błocie, wbiegliśmy do całkiem głębokiej rzeki, gdzie trasa całkiem długo się ciągnęła. Tuż po wyjściu z wody złapała mnie kolka, która trzyma się aż kolejne niewinnie wyglądające błoto zassało mi nogę i nie chciało oddać. Panika, że przede mnie jeszcze 9km, a ja będę biec bez buta! Ale na szczęście oddało i mogłam poczłapać ku górze. Czekała nas wspinaczka po linie pod górę, całkiem stromo. Ja ze swoim lękiem wysokości byłam chyba całkiem dzielna, mimo że zakorkowałam i szłam w zasadzie pełzając pod górę. :D
Potem czekało na nas jeszcze więcej wspinania się, zbiegów, podbiegów, wąwozów, taplania się w glinie (mega śliska rzecz, zaliczyłam piękną glebę jak mi się nogi rozjechały :D ), jeszcze więcej wąwozów, wspinania, noszenie opon, przebycie przez błoto i bagna, które osobiście przebyłam na czworaka dochodząc do wniosku, że nie ma co się nawet podnosić skoro i tak zaraz się wyglebię. Było zjeżdżanie po folii, były fragmenty w wąwozach na które nie dało rady się wdrapać, pomoc mężczyzn jest jednak najlepsza. :) Była też niesamowicie zimna rzeka, przez którą bardzo długo się szło. Biegałam między dinozaurami robiąc chyba za dodatkową atrakcję w parku jurajskim dla zwiedzających! :D Przepłynęłam pod pterodaktylem, wzrok ludzi wkoło kiedy wbiegłam do tego zbiornika wodny był najlepszy, mieli mnie chyba za wariatkę. :P













Było kilka momentów na trasie gdzie miałam serdecznie dosyć i chciałam zejść. Biegłam sama lasem, mnóstwo wszystkiego, a ja nie dawałam rady. Ludzie byli wspaniali, pomagali, podnosili na duchu. W momencie kiedy zatrzymałam się i chciałam położyć się, przebiegający obok facet przybił mi piątkę i krzyknął "dasz radę!". No jasne, że dam. Kto jak nie ja?! I z takim podejściem pokonywałam kolejne przeszkody. Był takie miejsca, gdzie się okropnie bałam. Mam lęk wysokości, zawsze wydaje mi się że zaraz spadnę i cała się połamię. Ale ten bieg to była jedna wielka walka z moimi słabościami i z samą sobą. Organizatorzy mieli rację, wróciłam odmieniona. Wiem, że dam radę choćby nie wiem co i się nie poddam, bo każdy z nas jest w stanie osiągnąć to co wymarzy!

Moment wbiegania na metę był najlepszy. Nie mogłam uwierzyć, że to już i to na dodatek to taka ot droga, bez przeszkód i już meta? Popłakałam się, zostałam pięknie udekorowana medalem, wypiłam smoothie, odczepiłam chip i padłam. Padłam i nie mogłam wstać. Wysiłek niesamowity, ale radość jeszcze większa. 











Zobacz r�wnie�

2 komentarze

  1. Świetna recenzja i Wielkie Gratulacje :) ,po takim opisie za rok chyba sam spróbuję :) Rafal 32

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dziwnego, że się popłakałaś! Gratuluję ;)

    OdpowiedzUsuń