RUNMAGEDDON HARCORE Warszawa
Jak już wszyscy wiedzą, wraz z początkiem listopada dostałam propozycję wystartowania w Runmageddonie Hardcore. Dystans 21km, czyli półmaratonu z tą różnicą, że bieg miał ponad 70 przeszkód. Pełna radości i szczęścia bez namysłu zgodziłam się - po udziale w Hunt Run, zapragnęłam więcej. Biegi ekstremalne wciągają!
Na tydzień przed biegiem się rozchorowałam - tragedia i szybkie
dawkowanie wszelkich dostępnych leków, domowych sposobów na
wyzdrowienie! Osłabiona z katarem, acz z dobrym samopoczuciem dzień
przed startem na siłę próbowałam usnąć, wstając co chwilę w celu sprawdzenia czy aby na
pewno wszystko co potrzebne mam jest spakowane. Spać oczywiście absolutnie nie mogłam, zasnęłam o 1, wstałam po 5 i od tego czasu nerwowo przekręcałam się czekając aż wyjadę z domu na miejsce startu.
Odbiór pakietu startowego był mega szybki, przy bramce nawet Panowie mnie w kolejce przepuścili z wielkimi oczami pytając, czy ja naprawdę startuję i że WOW dziewczyna się podjęła. Potem działo się dużo. Nerwowe bieganie z miejsca na miejsce, jakiś wywiad w którym chyba gadałam głupoty, gubiło mi się absolutnie wszystko - rękawiczki najbardziej. Banan, czekolada, izotonik. Potem szczęście przemieszało się z paniką i chyba z 10 razy wracałam się ze startu do chłopaka, żeby powiedział że będzie dobrze.
I teraz jedna z pierwszych magicznych rzeczy, które robią klimat biegu i mnie zachwyciły. Start. Jeszcze nigdy przed startem nie miałam w sobie tyle adrenaliny, tyle radości i tyle paniki. Ludzie krzyczeli, podskakiwali. Dzikość wśród zawodników kiedy staliśmy jeszcze w boksach była wszechobecna i udzielała się w podwojonej dawce. Ma się wrażenie, że wraz z tymi ludźmi przeniesiesz góry!
Ten bieg stanowił niesamowicie ciężkie wyzwanie, którym wg mnie była temperatura w której trzeba było zamoczyć się w wodzie. Gdy pokonywało się kolejne przeszkody było dobrze, choć byłam zmęczona biegłam dalej, klnąc na ludzi którzy postawili przede mną następną ścianę czy przejście przez wodę - ale było dobrze. Psychika zaczęła mi podupadać jak schodząc z betonowego płotu, uderzyłam się i rozcięłam wargę. Nie wiem czemu ale cieknąca krew tak strasznie mnie podburzyła, że życzyłam organizatorom żeby na mojej drodze już żaden płot nie stał (oczywiście stały), bo nie ręczę za siebie jak ich zobaczę. Najgorsza dla mnie jednak, okazała się otwarta przestrzeń i długi bieg. Wiatr był tak przeraźliwie mroźny, że czułam jak kostnieje mi każda kończyna i nie mogę przebierać nogami.Wtedy faktycznie miałam dosyć, łzy poleciały. Taka ściana.
W końcu rzuciłam bloczek w cholerę, ale jakiś wspaniały chłopak, wziął go i poniósł go kawałek. Skurcze zaczynały pojawiać się w prawej łydce coraz częściej - ale przecież każdego łapią. Tak myślałam do momentu aż złapał mnie taki, przez który nawet nie mogłam stać - 15km. Padłam jak kłoda krzycząc, że boli. Wspaniali współzawodnicy, nie zostawili mnie na pastwę losu ! Tak strasznie się cieszę, że nie trzymałam tego bloczku, który by mnie chyba przygniótł wtedy, oraz że miałam wśród siebie ludzi, którzy wiedzieli co robić. Bez namysłu do mnie dobiegli i zaczęli ratować łydkę. Jeśli wiecie jak boli skurcz, który łapie nas czasami nad ranem, to ten ból był 10 razy silniejszy. Miałam wrażenie, że ktoś mi rozrywa łydkę od środka. Współuczestnicy biegu rozmasowali mi łydkę, usiłowałam się podnieść - wstałam i po prostu upadłam. Niestety mój organizm powiedział dość...
Miałam szczęście w nieszczęściu, niedaleko nas stał samochód organizatora więc wolontariusze wsadzili mnie do niego i zawieźli na metę. Dostawałam już takich drgawek po kilku minutach leżenia na ziemi bez ruchu, że skurcze łapały mnie od każdego ruchu. :P
Na miejscu chyba największa ulgę odczułam jak zobaczyłam Łukasza - w końcu znajoma twarz, która powiedziała mi że jest okej. Potem kolejno Seler, mój chłopak. Wszyscy mówili, że są ze mnie dumni, pomimo że czułam, że całkowicie zawaliłam. Co zawiodło? Czułam się zmęczona, tak jak wszyscy, ale spokojnie dobiegłabym na metę, miałam na to siłę. Spodziewałam się wszystkiego, od złamań, po hipotermię, ale nie skurczu, który w tak przygnębiający sposób pozbawi mnie możliwości zostania hardocrem w czasie tego biegu.
Magda, z którą biegłam cały czas, dotarła na metę. Niesamowicie gratuluję! Zazdroszczę trochę też. Jesteś hardcorem! Bez zmrużenia oka pokonywałaś przeszkody i nie dałaś się pokonać pogodzie, wodzie, ściance. Udało Ci się osiągnąć cel! Dziękuję Ci za ten bieg - mam nadzieję, że to nie nasz ostatni. :)
Dziękuję też:
Izie oraz Ani, które biegły za nami i robiły zdjęcia, dopingowały, motywowały i pomagały jak tylko mogły, choćby otworzyć żel jak nie mogłam ruszyć ręką. :P Dzięki Izie, są zdjęcia z dużej części biegu. Obydwie jesteście wielkie, że w taką pogodę zechciałyście nam kibicować! Uwielbiam i kocham Was! :D
Damianowi - jesteś wielki, że zgodziłeś się mnie zawieźć i odwieźć. Stać na tym mrozie i czekać, aż dobiegnę. Wiem, że mi kibicowałeś i wspierałeś jak mogłeś. Świadomość tego poniekąd nie pozwalała się poddać.
Każdemu kto mnie wspierał. Myślą, wsparciem na trasie czy też okrzykiem na trasie. Jesteście najlepsi, bez Was nigdy nie dobiegłabym do tych 15km. Każda osoba, która tam była doskonale wie, że współpraca oraz wsparcie w czasie tego biegu były najważniejsze!
Za wsparcie techniczne:
Squeezy - Wasze żele oraz żelki dały mi kopa energii, dzięki temu miałam siłę na to aby walczyć do końca!
Machiko - za legginsy, które w nienaruszonym stanie przetrwały bieg! Wyprałam i są jak nowe. Jestem pod dużym wrażeniem jakości z jaką zostały zrobione, przetrwać taki bieg to nie byle co. :)
Za rok dotrę do mety choćby nie wiem co!
9 komentarze
Aż mnie ciarki przechodziły jak czytałam, oglądałam zdjęcia.. no i ten ziąb.. ah podziwiam Cię, że zdecydowałaś się wystartować! : )))
OdpowiedzUsuńFantastyczna relacja ;-) Jestem hardkorem że się zdecydowałaś na start mimo choroby, mega dzielną i waleczną dziewczyną. Tylko babki mają chyba tyle serca do pokonywania siebie ;-) BRAWO!!!;-)
OdpowiedzUsuńAż mam ochotę się na to zapisać :)
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna i motywujesz mnie jeszcze bardziej! Ja cały czas zatrzymuję się po kilometrze, dwóch i na więcej nie mam sił. A kiedyś tak bardzo chciałabym wystartować w jakimś biegu, oczywiście nieco lżejszym niż ten na początek ale motywację mam ogromną, zarażasz tym :). Dziękuję!
OdpowiedzUsuńJESTEŚ MEGA HARDKOREM!
OdpowiedzUsuńOd samego czytania zrobiło mi się zimno, tym bardziej podziwiam.
super wpis fajnie sie czytalo;) niewazne czy dobieglas czy nie i tak jestes mega hardcorem :D ;* <3
OdpowiedzUsuńJa trochę inny komentarz, to, że nie udało Ci się jego ukończyć , to tylko i wyłącznie Twoja wina, za słabe przygotowanie, zbyt mało ćwiczeń siłowych i wzmacniających. Wkurza mnie jak ludzie np biorą udział w maratonie, nie robią żadnego solidnego treningu, nie są odpowiednio przygotowani i na maratonie idą połowę dystansu, a po nim mówią, że są zwycięzcami.
OdpowiedzUsuńAle to oczywiście moje zdanie, a tak poza tym bardzo lubię Twój blog :)
To, że nie dokończyła nie było winą PRZYGOTOWAŃ tylko rzeczy obiektywnej - skurcz z zimna dopadał wiele osób - nawet DOBRZE przygotowanych. Zresztą tu wystarczyło mieć trochę siły ogólnej - każdy mógł to przebiec na luzie bez większych treningów ale nie każdy podołał w ekstremalnych warunkach - woda, zimno, itd - tu wymiękali nawet najlepsi. Więc jakby ktoś spytał czy istnieje uniwersalny plan, który przygotuje kogoś na to wyzwanie to NIE MA. To nie maraton, do którego można rzeczywiście przygotowywać się wg konkretnego planu a i tak na koniec można dostać sraczki. Dla kogoś zwycięstwem jest dobiec, dojść, doczołgać się do mety - ile osób biega na krótsze dystanse i połowę przechodzi - są różne motywy - kolki, problemy jelitowe i inne. Nikomu oceniać jakość przygotowań - Ona wie najlepiej czy była dobrze, czy źle przygotowana a to i tak mit. Półmaraton można przetruchtać mając dobrą kondycję bez żadnych treningów. A na Runmageddonie nie ma biegu ciągłego więc tym bardziej.
UsuńOczywiście, że takie skurcze przytrafiają się dobrym zawodnikom, ale do wszystkiego, nawet do warunków można się przystosować, gdy chcesz przebiec maraton biegasz dużo, gdy chcesz biegać 100 m biegasz szybko, gdy chcesz przebiec tor przeszkód biegasz właśnie na treningu przez takie przeszkody..., dzięki temu zmniejszasz szanse na porażke na zawodach
UsuńA co do oceny jej przygotowań to napisałem, że to moja opinia, i dalej ją podtrzymuję , bo jeśli ktos chce przebiec tak cięzki bieg nie wystarczy robić miesiąc brzuszki, planki, i pompki.., do takiego biegu ja przygotowywałbym się co najmniej pól roku czasu, a już biegam trochę czasu.
Z drugiej strony może trochę przesadziłem, bo napisałem to z mojej perspektywy, bo mam tak, że jeśli za coś się biorę to robię to najlepiej jak umiem i zawsze walczę o najwyższy wynik i każdy niezrealizowany cel uznaje za swoją porażkę, ale może ona po prostu chciała tego tylko spróbować, zabawić się, bo w końcu nie każdy musi biegać na wynik jak słusznie zauważyłeś. Wszystko zależy jakie miała podejście do tego biegu.